Palące problemy palaczy fajki - rozmowa z Piotrem Niewińskim, Fajkowo.pl
Nowy cykl Rozmów z fajką w zębach, zaczynamy od rozmowy z Piotrem Niewińskim, współwłaścicielem i współtwórcą sklepu Fajkowo.pl. Wywiad przeprowadzono podczas II Pucharu Polski drużyn klubowych w Koninie (01.04.2017).
Nie przeciągając zanadto wstępu zapraszamy do lektury, bo kwestie poruszane w trakcie rozmowy rzucają światło na istotne problemy współczesnego fajczarstwa.
Sebastian Nowak: Piotrze, jak długo fajkowo.pl działa na polskim rynku?
Piotr Niewiński: Bardzo długo. W tym roku obchodzimy dziesięciolecie, a umowną datą powstania firmy jest 1 Lipca.
SN: Przez cały ten czas sklep zajmuje się głównie artykułami tytoniowymi? Czy mieliście jakieś przelotne romanse z innym asortymentem?
PN: Fajkowo powstało głównie z myślą o tytoniu i artykułach dla palaczy, natomiast po drodze, równolegle ze sklepem powstały w Białymstoku punkty stacjonarne – wyspy i stoiska w galeriach handlowych. Tam również głównym asortymentem są artykuły tytoniowe, ale specyfika wysp i ich zyskowność spowodowały, że musieliśmy wprowadzić też inne, bardziej prezentowe artykuły: zapalniczki, piersiówki czy zestawy upominkowe. Oferta sukcesywnie się powiększała, a z racji, że cieszyła się dobrym odbiorem stacjonarnie, stwierdziliśmy dlaczego by nie wprowadzić podobnych gadżetów w sklepie internetowym? Skoro ktoś chce zakupić fajkę, może przy okazji zamówi też chociażby scyzoryk? Nigdy jednak nie odchodziliśmy od pierwotnych założeń, czyli artykułów tytoniowych.
SN: Jeśli miałbyś wybrać podstawową zaletę sklepu internetowego z artykułami dla palaczy, byłaby to…?
PN: Możliwość dotarcia do bardzo dużego grona osób, którzy są zainteresowani wyspecjalizowanymi produktami. Z czasem można powiedzieć, że zyskujesz dostęp do odbiorców z całego Świata.
SN: Przejdźmy do tematu nam bliskiego. Na waszej stronie tytonie okraszone są opisami z krótką charakterystyką. Kto tworzy te opisy?
PN: Bardzo różnie. To nie jest tak, że zajmuje się tym jedna osoba. Pojawiały się opisy przygotowywane przez specjalistów i fachowców, ludzi, którzy zajmują się tym zawodowo i są obeznani w tematyce. Czasami zdarza się, że trudno jest wykonać profesjonalny opis lub jest to wręcz niemożliwe. Wtedy rola ta spada na osobę zajmującą się wprowadzaniem produktów na stronę www naszego sklepu. Najczęściej ściąga zagraniczne opisy od producentów i je tłumaczy. W przypadku kiedy brakuje jakiegokolwiek opisu, a zdarza się, że trudno znaleźć cokolwiek o danej pozycji, przygotowujemy tekst bazując na podanym składzie i referencjach producenta.
SN: Otwieracie puszki z tytoniem? Czy opieracie się tylko na etykiecie?
PN: Nie. Byłoby to nierentowne. Otwartego tytoniu nie możemy ponownie zamknąć i sprzedać, a w momencie wprowadzania do obrotu dajmy na to 30 różnych rodzajów tytoniu od jednego producenta, koszty spróbowania każdego z nich byłoby przytłaczające. Nawet gdybyśmy nie patrzyli na stronę kosztową, nie znamy się na wszystkich tytoniach. Mogę mówić jedynie o tytoniach które lubię i palę regularnie. Gdyby chcieć zrobić dobry opis, trzeba by obdarować tym tytoniem wielu ludzi, którzy zapalą i będą w stanie coś o nim powiedzieć. A opis nadal pozostaje mocno subiektywny.
SN: Przejdźmy do palącego problemu polskich palaczy, który pojawił się stosunkowo niedawno. Co według Ciebie leży u podstaw obecnej kiepskiej różnorodności dostępnych na rynku tytoni?
PN: Przede wszystkim będzie to nowa regulacja Europejskiej Dyrektywy Tytoniowej TPD2, która nakłada szereg zobowiązań, ograniczeń, opłat i regulacji na producentów światowych i polskich (choć w Polsce trudno mówić o produkcji dobrego tytoniu fajkowego), jak też na importerów w Polsce, którzy chcą te tytonie sprowadzać. Zobowiązania nałożone na producentów i importerów są tak restrykcyjne, że momentami mówić trzeba o niemożliwości ich spełnienia.
SN: Możemy poprosić o przykład?
PN: W ustawie znajduje się obecnie zapis nakładający na producenta, który chce sprzedawać tytoń w Polsce, obowiązek uiszczenia opłaty na rzecz Inspektoratu ds. Substancji Chemicznych w wysokości 4000 zł za każdy indeks, czyli rodzaj produktu. Kiedy ściągałem do Polski trzydzieści rodzajów Hoggarth’a z Anglii, producent musiał zapłacić 120 000 zł, co stanowi opłatę roczną. Tak wysokie opłaty nijak nie mogły być równoważone zyskiem, zwłaszcza że moje zamówienia nie przekraczały rocznej kwoty takiej opłaty. Trudno się dziwić, że Hoggarth pyta - czy myśmy w Polsce powariowali z tymi swoimi przepisami? Abstrahuję tu od przepisów związanych z oznaczaniem tytoniu, piktogramami, banderolami i zdjęciami. Często te przepisy nie dają się przenieść na zwykłą puszkę będącą opakowaniem produktu. O ile na kopercie tańszych tytoni znajdują się integralnie nadrukowane ostrzeżenia, na tę chwilę nikt w Polsce nie wpadł, jak przepisy tej ustawy dostosować do opakowań metalowych i nanoszenia ich na puszki.
SN: Czy poza tym zdradzisz nam jeszcze od kuchni jakieś absurdy Polskiego prawa nakładane na zagranicznych, czasem bardzo odległych producentów?
PN: Jasne. Kolejnym wymysłem jest, by w środku puszki, pod wieczkiem, powinno znajdować się ostrzeżenie zdrowotne w języku polskim. Zachodni producent powinien więc na etapie pakowania próżniowego dokładać do puszek przeznaczonych na rynek polski obco brzmiące hasła.
SN: Od jakiegoś czasu obserwuję ilość tytoni fajkowych dostępnych w ofercie waszego sklepu. Zebrałem nawet część danych w wykresach. Jak widać, z niewielkimi odchyłami układa się to w równię pochyłą. Czy według Ciebie istnieje szansa na poprawienie się naszej sytuacji w najbliższym czasie? Czy stoimy na pograniczu niezahamowanego spadku i pozostaną na polskim rynku jedynie tytoniu gorszego sortu i masowej produkcji?
PN: Jest to ściśle uzależnione od kwestii poruszonych przed chwilą, czyli od wymogów i ograniczeń nakładanych na producentów. Jeżeli importerzy, w tym ja, nie znajdziemy sposobu jak można to obejść, to będzie nadal równia pochyła. W tej chwili mogę wymienić kilka pewniaków, które pozostaną w ofercie jako nieliczne opłacalne: Tilbury, Alsbo, Helsingor, Poniatowski, Captain Black, trzy pozycje z Węgier i sześć czy siedem indeksów MacBarena. Wiem, że w Polsce jest importer Petersona, który stara się utrzymać go w ofercie. Ja staram się zapewnić dopływ Hoggarth’a. Firma, która sprowadzała Samuela Gawith’a też próbuje utrzymać się nad kreską. Ale jak będzie za pół roku – trudno powiedzieć. W przeciągu najbliższych kilku miesięcy pójdziemy w dół ostro… Co będzie potem, to pożyjemy zobaczymy. Może ostatecznie znajdą się sposoby na sprowadzanie dobrych tytoni do Polski.
SN: Czy dla podsumowania będziesz tak dobry by scharakteryzować jednym zdaniem obecną sytuację polskich fajczarzy?
PN: Schodzimy do podziemia.
SN: Niestety bardzo to trafne… Porozmawiajmy teraz chwilę o społeczności fajczarskiej. Jeździcie na sporo imprez. Jak mógłbyś podsumować nasze specyficzne towarzystwo i ludzi, z jakimi spotykacie się na imprezach?
PN: Mega zakręceni ludzie, bardzo życzliwi, otwarci i pogodnie nastawieni do życia. Chciałbym się tymi ludźmi otaczać na co dzień.
SN: Czy patrząc na specyfikę sprzedaży widzisz jakieś istotne trendy cechujące polskich palaczy fajki na przestrzeni ostatnich lat? Jakieś szczególne upodobania?
PN: Nie. Raczej brak jest większych zależności. Jako firma wprowadziliśmy do Polski jako importerzy, lub współpracując też z pozostałymi kanałami importu, około setki indeksów, w tym Dan Tobbaco, Dunhill, szeroką ofertę rynku niemieckiego, Rattrays. Mógłbym wymieniać i wymieniać, ale tytoni dobrej jakości z czasem było coraz więcej. A ludzie mając do nich dostęp, w miarę możliwości próbowali nowości. Obecnie tendencja będzie odpowiednio odwrotna.
SN: Jak łączysz pasję, czyli fajczarstwo, z pracą? Nie czujesz pokusy?
PN: Jak mam ochotę – palę, ale w domu czy na imprezach. W pracy no cóż… powstrzymuję się od sięgania na półkę.
SN: Kiedy zacząłeś przygodę z fajką?
PN: Kilka lat przed założeniem firmy, choć fajka jako przedmiot "kręciła mnie" już dużo wcześniej.
SN: Twoje pierwsze wrażenia z tytoniem fajkowym?
PN: Początkowo paliłem wstrętny tytoń w średniej jakości fajce, więc moje wrażenia musiały być mieszane.
SN: Z perspektywy czasu i nabytego doświadczenia, wyroby którego z wytwórców fajek zyskały twoją największą sympatię?
PN: Z polskich fajek najlepiej pali mi się w fajkach od Henryka Worobca, naprawdę bardzo dobry stosunek jakości do ceny, najwyższej klasy rzemiosło, a dodatkowo producent który jest niezwykle sympatycznym człowiekiem. Każda chwila spędzona w towarzystwie Henryka jest niezwykła i cieszę się bardzo na każde kolejne spotkanie.
SN: Według Ciebie jakie cechy powinna posiadać idealna fajka?
PN: Lubię delikatne benty, dobrze leżące w dłoni, z niezbyt długim ustnikiem. A co do idealniej fajki to wypowiadać się nie chcę, bo każdy ma swoje gusta. No może poza tym, że powinna być z wrzośca.
SN: Który tytoń nazwałbyś ulubionym?
PN: Dobrej jakości aromaty, na przykład od Hoggath’a czy Petersona. Cenię je za smak dobrego tytoniu z przyjemną, aromatyczną nutą w tle. Raczej nie mam jednego, ulubionego tytułu.
SN: Na zakończenie krótka piłka: zapałki czy zapalniczka?
PN: Zapalniczka, ale gdy jej brak, to i zapałki dają radę.
SN: Dziękuję za rozmowę!
Piotr Niewiński
Współwłaściciel i współtwórca sklepu Fajkowo.pl z Białegostoku. Fajczarz i koneser dobrej jakości tytoniu aromatyzowanego. W klasyfikacji Grand Prix Fajczarzy Polskich osiągnął kolejno 3. (2015r.) i 8. (2016r.) pozycję.
Comentários